Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż  // Piotr Bąk

Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż // Piotr Bąk


   Właściwie to ciężko jest napisać opinie o jakiejkolwiek książce biograficznej. Przecież nie powiemy, że akcja jest niekulawa albo, że bohaterowie są świetnie wykreowani, bo nie jest to żadna obyczajówka, a książka opisująca czyjeś życie. Co prawda inaczej jest gdy mamy do czynienia  z powieścią na podstawie historii (np. Krzysztofa Krawczyka), ale nad tym może nie rozgrzebywać...
    Tak więc, w tym poście słowo opinia można zamienić na kilka słów o książce. A o jakiej konkretnie?

   Fanom polskiej siatkówki pewnie nie raz obiło się o uszy nazwisko Arka Gołasia, dwudziestoczteroletniego zawodnika, który zwinął w wypadku samochodowym, w 2005 roku. Piotr Bąk w swojej książce chciał przybliżyć nam te postać opisując każdy etap jego sportowej kariery, ale szczególnie przez rozmowy z bliskimi Arka.

   Mimo iż uwielbiam siatkówkę od najmłodszych lat, to tak ściślej związałam się z nią około cztery lata temu. Nie da się ukryć, że to najlepiej wyjaśnia, skąd w ogóle wzięło się moje zainteresowanie tym tytułem. Właściwie głównym powodem było to, że nazwisko Arka często pojawiało się na wielu różnych siatkarskich stronach, przeważnie 1 listopada lub 16 września (czyli w dnień wypadku). Musicie też wiedzieć, że gdy Goły zginął miałam zaledwie 3 lata, więc tak lepiej poznałam Arka dopiero teraz.

  Przejdźmy jednak do samej książki. 
  Jak już wspominałam, nie różni się niczym szczególnym od innych biografii. (chociaż... jest w niej całkiem sporo wywiadów). Jest to historia Arka zaczynająca się od tego gdzie się urodził, gdzie uczył, ale nie kończy się jedynie na 16 września 2005. Piotr Bąk przedstawia nam także jaki wpływ wywarła postać tego młodego chłopaka na polską siatkówkę.

  Naprawdę nie wiem, co powinnam jeszcze napisać. Na pewno dla fanów siatkówki ta książka będzie czymś, co po prostu na gwałt muszą przeczytać, ale niestety dla osób, które nie interesują się sportem ta pozycja nie będzie aż tak emocjonująca.

  Dziś było wyjątkowo krótko, ale po prostu stwierdziłam, że muszę coś napisać o tej biografii. U mnie jest tak zawsze jeśli chodzi o siatkówkę... ale proszę, nie gniewajcie się o to 😄

BANDZIA 💛
 

PS: Za swój egzemplarz książki chcę bardzo (ale to bardzo) podziękować Wydawnictwu SQN! 💕

Wykłady Profesora Niczego  // Mieciu Mietczyński

Wykłady Profesora Niczego // Mieciu Mietczyński


   Odnoszę dziwne wrażenie, że na polskim rynku pojawiło się już około pierdyliarda książek, których to  pojawienie się jest właściwie czymś zbędnym. Mówię tutaj bardziej o książkach typu Zniszcz ten dziennik, ale pewnie niektórzy z was, tuptając sobie po Empiku, to samo mogli pomyśleć gdy zobaczyli tą książkę. ( jesuu! kolejny jutuber napisał ksionszke! ).
   Jednak zanim zaczniemy oceniać, dowiedzmy się o co właściwie w tym wszystkim chodzi.

   Na początek może coś o autorze książki. Miecia jego fanom raczej przedstawiać nie trzeba, ale z doświadczenia wiem, że większość osób kojarzy go po prostu jako tego kolesia z brodą co streszcza lektury, to chyba jednak dodam jakieś dwa zdania. No więc tak, Mieciu Mietczyński to tak naprawdę Bartłomiej Szcześniak, choć jest też znany pod takimi pseudonimami jak Masochista i Profesor Niczego. Po za streszczaniem lektur zajmuje się też ocenianiem słabych(!) filmów, a na swoim drugim kanale, czyli  Ni mom pojęcia co robię  gotuje sobie różne ciekawe dania. (jakbyście chcieli sobie sprawdzić to polecam odcinek Polska  Lasagne ). 

   Dobra, już wszyscy wiedzą kim jest Mieciu, więc przejdźmy zatem do książki. Przede wszystkim jest to zebranie tego co powinniśmy wiedzieć (ale nie wiemy) o epokach literackich. Autor poświęca każdej z epok tak jakby jeden rozdział i w nim omawia wszystko co jest dla niej charakterystyczne. To jest akurat mega jeżeli chodzi o jakąkolwiek z książek tego typu, ponieważ możemy zacząć sobie czytać od jakiego rozdziału chcemy i nikt nam tego nie może zabronić. (oczywiści zalecam czytanie po koleji, żeby to wszystko sobie jakoś chronologicznie ogarnąć). Dodatkowo na końcu gadania o każdej epoce dostajemy streszczenie jakiejś lektury szkolnej pochodzącej z konkretnej epoki. (będę taka zła i nie powiem wam co to za lektury *tu złowieszczy śmiech* ... no dobra... jedna z nich to Wesele).

 
   Jeżeli ktoś z was ogląda Miecia od ponad roku to może pamiętać to, że kiedyś już nagrał film o epokach literackich. (jak ktoś nie widział, albo nie pamięta, to podsyłam link  >o tutaj< ). Gdybym miała go porównać z książką, to jeżeli ktoś chce coś więcej z tego zapamiętać... no ja radzę wybrać książkę. CHOCIAŻ ocena romantyzmu w filmie jest naprawdę bardzo bogata!

    Jak już jesteśmy przy filmikach... kilka osób mnie pytało czy ta książka jest taka jak filmy Miecia?  Chyba miałabym lekki problem z odpowiedzeniem na to pytanie. Dlaczego? Cóż, najpierw trzeba by się zastanowić w jakim sensie ktoś zadaje to pytanie, czy ta książka jest tak super jak filmy Miecia, czy tak beznadziejna jak filmy Miecia... ale może skupmy się na szczegółach. Nie da się zaprzeczyć, że zawiera ona więcej szczegółów dotyczących epok, niż Mieciu mógłby umieścić w jakimkolwiek ze swoich filmów. Mam też takie dziwne odczucie, że było tutaj mniej przekleństw niż się spodziewałam. Dziwne. nie? Ale oczywiście zachował się ten taki mieciowy klimat filmów. (Bandzia znowu wymyśla nowe słowa).
  
   Na koniec powiedzmy jeszcze coś o tym jak książka została wydana, bo tutaj wydawnictwo FlowBooks (czyli ZNAK) naprawdę odwaliło kawał dobrej roboty! Osobiście jestem zauroczona napisami rozpoczynającymi każdy z rozdziałów, choć najważniejsze o czym trzeba wspomnieć to, to że kiedy tam Mieciu sobie pisze o jakiejś ważnej rzeczy, jest to zaznaczone nawet na marginesie, a potem uwzględnione w spisie treści. (coś jak książki z Grega tylko ładniejsze i lepiej zrozumiałe).
   Żeby nie być gołosłowną to wam pokaże takie przykładowe strony:


    Jak zwykle za bardzo się rozpisałam, ale dziękuję Ci, o drogi czytelniku, jeżeli dotrwałeś do końca!


   Dla tych leniuchów, którym się nie chciało czytać moich wypocin:
  •   Dla fanów Miecia jest to niewątpliwie lektura obowiązkowa! 
  •   Jest super dla tych co nie mogli zrozumieć lekcji polskiego (lub mają w tym tygodniu sprawdzian z epok)  
  •  Jeżeli szukacie czegoś luźnego (ale i uczącego) co można przeplatać z czytaniem innych książek, to moim zdaniem ta się świetnie wpasuje 
   
    W największym skrócie: 
     Polecam jak najbardziej!  

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam... dzieciaczki!
B A N D Z I A 💛 

Częstochowa - Czyli architektura i jesień w pełni

Częstochowa - Czyli architektura i jesień w pełni


  Wiem, że mój blog jest poświęcony literaturze... ale zaraz... w sumie to pojawiało się też kilka postów filmowych... więc nie jest on w pełni blogiem wyłącznie o książkach...
   Ale do rzeczy! To co chce wam dziś pokazać, trochę odbiega od tego wszystkiego. Jak wiecie, prowadzę Bookstagrama, a co z tym idzie: zdjęcia. Także w tym poście dużo się nie naczytacie, bardziej będziecie mogli popodziwiać piękną... Częstochowę!
   To miasto pewnie wszystkim kojarzy się z pielgrzymkami, obrazem Matki Bożej i w ogóle z kościołem. Nie da się jednak zaprzeczyć, że jest to zdecydowanie jedno z najpiękniejszych miast w naszym kraju. Nawet nie wiecie jak bardzo cieszy mnie fakt, że mogłam odwiedzić to  (dosłownie) boskie miejsce właśnie jesienią! Nie dość, że jest to najpiękniej prezentująca się pora roku to jeszcze w takim wydaniu!

   Ale miałam przecież nie biadolić, tylko zdjęcia pokazywać... Także, mam nadzieję, że wam ten klimat spodoba się równie bardzo, jak i mnie. Jeszcze ważne info:

Zaklinacz Ognia // Cinda Williams Chima

Zaklinacz Ognia // Cinda Williams Chima


  Uwaga! Dziś przychodzę do was jak zwykle z długą jak epopeja narodowa i pogmatwaną niczym fabuła Mody na sukces, opinią na temat najnowszej książki wydawnictwa Moondrive, którą jest Zaklinacz Ognia. Autorką zarówno tej książki jak i całej serii Starcie Królestw jest dość znana autorka, a mianowicie Cinda Williams Chima.

  I tutaj muszę się przyznać, że kiedy przed chwilą sprawdzałam nazwę poprzedniej serii książek, którą napisała ta 65-letnia pani, natknęłam się na bardzo interesujący szczegół dotyczący obu tych cyklów. Nie mam tu na myśli tytułów... choć Siedem Królestw i Starcie Królestw rzeczywiście już same w sobie sprawiają wrażenie, że coś jest na rzeczy. Chodzi mi tutaj o sam fakt, że w obu przypadkach, mamy do czynienia z tym samym światem. Niestety, mimo iż przeczytałam Zaklinacz Ognia, to nie umiem wskazać między tymi seriami połączenia fabularnego, (być może, gdybym miała lepszą pamięć do nazwisk, to takie połączenie by się znalazło), ale znając życie, to w jakiś sposób się łączą.

   Wracając jednak do Zaklinacza Ognia... warto wspomnieć o jeszcze jednej sprawie dotyczącej tej książki. Otóż, pod koniec czerwca, gdy była jeszcze zapowiedzią wydawniczą jej okładka wyglądała inaczej niż ta, która jest teraz. Przyznaję się bez bicia, że o wiele bardziej podoba mi się pierwotna wersja i mam ku temu dziwny powód. Mianowicie, aktualna chyba za bardzo kojarzy mi się ze Szklanym tronem, a tamta miała swój taki niepowtarzalny (i taki magiczny) urok! Ale przecież nie samą okładką książka żyje...

Jesień - plecień, bo przeplata ...  książka, kocyk i herbata

Jesień - plecień, bo przeplata ... książka, kocyk i herbata


   Taki ze mnie śmieszek...
   Tak naprawdę, to wiem, że ta rymowanka jest żenująca, a mi nie powinno być do śmiechu, bo mamy już wrzesień, a mi jedyne co kojarzy się z wrześniem, to szkoła (najczystsze zło wcielone!).
   Jednak, chciałam dla was przygotować coś na temat jednej z moich czterech ulubionych pór roku (nie no, przesadziłam ... nie lubię lata, choć ... wakacjami nie pogardzę), mówię tutaj o jesieni. Ta kalendarzowa zaczyna się dopiero 23 września, ale ta nasza polska lubi dać się we znaki już na początku tego miesiąca.

   No dobra, Bandzia ... wszystko fajnie, tylko o czym tak na serio ma być ten post?
   Cóż ... ze względu na to, że jest to blog książkowy (choć nie da się ukryć, że było też kilka postów o filmach), to w tym poście,na pewno chciałabym wam przedstawić książki, które jakimś dziwnym trafem kojarzą mi się z jesienią, czy też powieści, które najlepiej czyta się w takie deszczowe i ponure dni.

   Może jeszcze zanim przejdziemy do książek ...
  Jeżeli ktoś tak jak ja, lubi czytać, podczas gdy w tle leci sobie jakaś klimatyczna melodia, to na czas czytania właśnie w takie jesienne wieczory, polecam wam piosenkę, której tytuł znajduje się poniżej.
  Kto wie, może też ją pokochacie ... 💛

(Przedpremierowo!)  We wspólnym rytmie // Jojo Moyes

(Przedpremierowo!) We wspólnym rytmie // Jojo Moyes



 Premiera 2 sierpnia!

    Właściwie, to do przeczytania tej książki bardziej przekonało mnie to, kto ją napisał, niż fabuła. Jojo Moyes, czyli autorce słynnego bestsellera Zanim się pojawiłeś, nie trzeba było dużo czasu, żeby podbić serducha polskich czytelników.    Jak na razie, ukazało się u nas bodajże cztery książki tej pani, a piątą, czyli We wspólnym rytmie będziecie mogli spotkać w księgarniach już w ten wtorek (2 sierpnia).

  O tej książce mam naprawdę dużo do powiedzenia, dlatego nie przedłużając przejdę od razu do fabuły, żeby potem nie przerwać nią moich chaotycznych rozmyśleń.


Od razu uprzedzam! 
Będzie sporo marudzenia, więc się przygotujcie!




 F A B U Ł A  

   Historia przedstawiona w tej książce ma dwie główne bohaterki - Natashę i Sarah. 
   Pierwsza z nich to prawniczka, która po rozwodzie z mężem, całe swoje życie poświęca swojej pracy. 
   Druga to czternastolatka, różniąca się od swoich rówieśniczek - nie nosi markowych ubrań, nie ma zbyt wielu przyjaciół (właściwie to chyba wcale ich nie ma), a jedyną bliską jej osobą jest dziadek, z którym mieszka. Co najważniejsze to właśnie on zaraził dziewczynę miłością do koni. 

   W tym samym niemalże momencie, życie obu z nich przybiera niespotykany obrót. 
   Były mąż Natashy postanawia sprzedać ich wspólny dom (który obecnie zamieszkuje Natasha), a do tego czasu się do niej wprowadza, co sprawia, że kobieta zaczyna czuć niechęć do tego miejsca. 
   Natomiast dziadek Sarah trafia do szpital i dziewczyna musi zacząć radzić sobie sama. Bardziej niż dziadkiem, zaczyna się obawiać o ich wspólnego konia Boo. Wcześniej to staruszek się nim zajmował, ale teraz ten obowiązek spada na Sarah.   

   Zarówno Natashy jak i Sarah jest bardzo trudno, ale gdy ich drogi się łączą, zaczyna być jeszcze gorzej ... 


 .     .     .




   Wspomniałam o marudzeniu, więc może od tego zacznijmy ... swoją drogą chyba zawsze lepiej zacząć od takiego marudzenia, bo potem można to w miarę możliwości pozytywnie zakończyć.  
 
   Jak tu się wkręcić? 
   Zawsze jest tak, że na początku trudno się wkręcić w nową historię, ale jak dla mnie tutaj było to nieco zagmatwane. Mogło mi się tak wydawać przez retrospekcje, które znienacka wkradały się w środek jakiegoś wydarzenia. 
   Jak dla mnie prawdziwa akcja zaczęła się dopiero gdzieś od setnej strony. Wtedy właśnie spojrzałam trochę inaczej na całą historię, a nawet zaczęła mi się ona podobać. 


   Natasha
   O MATULU, JAK ONA MNIE DENERWUJE!  
   Okey, rozumiem. Nie najlepiej przeżyła rozwód z mężem, a jeszcze w trakcie małżeństwa, dowiedziała się, że nie może mieć dzieci. TYLE ŻE z tego co wywnioskowałam podczas czytania, to ona pierwsza zdradziła swojego męża, a kiedy on, nagle na nowo się wprowadza, zaczyna się jeszcze bardziej nad sobą użalać. ( Jak ona tu ma źle! Jak on mógł jej to zrobić! UHH! )
    Najbardziej rozbraja mnie fakt, że Sarah znajduje się w znacznie gorszej sytuacji życiowej, w dodatku jest nastolatką, co na logikę oznacza, że jest szalejącą burzą hormonów (matko, to brzy jak zdanie z jakiegoś podręcznika do wychowania do życia w rodzinie), ale i tak tyle się nad sobą nie użala, tylko stara się być twarda. 
 
   Rozdziały i retrospekcje 
   Właściwie, to z tymi długimi rozdziałami, jest trochę jak z czcionką z Grega. (czyli to wcale nie ułatwia szybkiego czytania!)  
   Niestety, zbyt długie rozdziały występują w wielu książkach, więc nie jest to szczególny problem, w przypadku tej książki, ale musiałam o tym wspomnieć. 
   We wspólnym rytmie to dość gruba książka, a w dodatku litery są niezbyt duże, co spowodowało, że całość ciągnęła się w nieskończoność, a dodajmy do tego jeszcze nieco zbyt długie opisy. 

   O retrospekcjach już wspomniałam. Właściwie, były to takie wspomnienia, praktycznie znikąd. Większość z nich było o dawnym życiu Natashy, a rzadko kiedy Sarah. Zastanawiam się, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z tą książką, ale te retrospekcje tak mieszały mi się w niektórych momentach z tym co się akurat działo, że naprawdę traciłam orientacje w całej akcji. 


   Dobra, proszę was, przejdźmy już do pozytywów! 

   Przede wszystkim warto tu wspomnieć o wątku Sarah, bo ten był naprawdę ciekawy. Nawet mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że dzięki niemu ta książka, może nieść ze sobą ważne przesłanie.

   Tak jak śmiało mogę nazwać Natashę najbardziej irytującą mnie bohaterką, o jakiej kiedykolwiek czytałam, tak o Sarze mogę powiedzieć, że jest jedną z tych bohaterek, na której przykładzie zaczynamy rozumieć najważniejsze ludzkie wartości. Pamiętajmy, że uczymy się na błędach, ale przecież nie tylko swoich, ale i innych i choć Sarah (jakby nie patrzeć) jest postacią zmyśloną, to na właśnie jej błędach, możemy się wiele nauczyć.

  Jeszcze jedno! 
  Kojarzycie może takie dramaty-romantyczne z końca XX i samego początku XXI wieku? Jeśli tak,(proszę powiedzcie, że tak!) to właśnie z takim klimatem kojarzyła mi się ta książka. Nie wiem nawet, jak to ująć w słowa, ale właśnie tak. (mogę śmiało nazwać ten post najbardziej nieogarniętym postem na tym blogu!). 


 No to w końcu polecasz Bandzia tę książkę, czy nie? 

   Powiem tak. Zdaję sobie sprawę, że ta powieść jest skierowana do starszych ode mnie kobiet, lubujących się w romansach i obyczajówkach, więc takim osobą, śmiało mogę polecić. 
   Tak jak mówię, ta książka (jak dla mnie!) ma swoje wady, ale przecież nie od dzisiaj wiemy, że każdy ma inny gust czytelniczy i każdy lubi co innego.
   Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę napisać, że fanom twórczości Jojo Moyes ta książka się spodoba, bo była to moja pierwsza przygoda z tą autorką. Czy ostania? Szczerze przyznam, że nie wiem, ale nawet jeśli, to na pewno nie w najbliższym czasie. 

  Ta opinia była tak mega nieogarnięta! Przepraszam was za to, ale targają mną mieszane odczucia co do We wspólnym rytmie, a po za tym książka ma premierę już we wtorek, więc trochę też odczuwam presję czasu, żeby napisać o niej przed premierą. 


Mam nadzieję, że mimo wszystko, miło wam się czytało. 
Pozdrawiam!
BANDZIA 💜




   Za swój przedpremierowy egzemplarz, chciałam bardzo podziękować wydawnictwu Znak Literanova. Dziękuję! 💕

Morderstwo w Orient Expressie // Agatha Christie

Morderstwo w Orient Expressie // Agatha Christie


   Gdyby ktoś powiedział mi, załóżmy dwa lata temu, że zachwycę się jakimś kryminałem, to wątpię, że bym mu uwierzyła. Nigdy mnie do tego nie ciągnęło, a już nie wspomnę o tym, że Morderstwo w Orient Expressie to niezaprzeczalny klasyk, nie tylko jeżeli chodzi o kryminały, ale o ogólną, światową literaturę. (a ja i klasyka, raczej się nie kochamy). 
   Mimo to, już na początku mogę napisać, że ta książka tak bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, że sama nie mogę tego pojąc. 

   Przede wszystkim, ogromny podziw i uznanie należy się pani Christie, bo nie wiem czy wiecie, ale napisała ona w ciągu swojego życia ponad 80 kryminałów! (plus jeszcze kilka powieści obyczajowych, które napisała pod pseudonimem Mary Westmacott). 
   Powiem tak, jeżeli każda z tych zagadek była tak zagmatwana, tak dopracowana, jeżeli chodzi szczegóły (przypomnę jeszcze o tym, że kryminały pani Agathy słynęły z niespodziewanych zakończeń) to ja nie wiem jaką trzeba było mieć do tego głowę! 

  Ale może teraz skupimy się na Morderstwie w Orient Expressie...


F   A   B   U   Ł   A

   Herkules Poirot po rozwiązaniu sprawy kryminalnej w Azji wraca do Europy. 
   Pociąg Orient Express, którym podróżuje, grzęźnie w zaspie śnieżnej. W nocy w niewyjaśnionych okolicznościach ginie jeden z pasażerów. Detektyw Poirot rozpoczyna dochodzenie, a jego podróż zamienia się w śledztwo. Fakty wskazują, że zabójca zajmuje przedział w tym samym wagonie… 
   Czy Poirot zdoła rozwiązać zagadkę tajemniczego morderstwa? Sprawa nie należy do łatwych - każdy pasażer jest podejrzany… 


  `    `    `


   Za szybko na początku wyleciałam z tym zachwalaniem. Planowałam, że zacznę od tego iż postanowiłam przeczytać tą książkę nie tylko, dlatego że chciałam przekonać się do kryminałów (i w sumie klasyki jednocześnie... Ależ ze mnie spryciula, nie?), ale i też ze względu na nową ekranizacje tejże książki, która na ekrany kin zawędruje w listopadzie. Choć, chyba ważniejszym powodem było dla mnie polubić się z kryminałami ...  Zaraz! Stop! Bo znowu zjeżdżam na inne tory! 
   Haha, na tory, a to książka o pociągu ... Nie? Nie śmieszne? Dobra, już koniec.

  Jeżeli zamierzacie przeczytać Morderstwo w Orient Expressie (kto wie, może po tej recenzji będziecie chcieli zrobić to szybciej) to podczas czytania zwróćcie uwagę na to, że mimo iż mamy tu do czynienia z morderstwem, to w tej książce nie znajdziecie krwawych opisów. Wiem, to dość dziwne jeżeli chodzi o kryminały (choć, co ja tam wiem), ale pani Christie potrafiła  świetnie zbudować napięcie w całej tej sprawie i jak dla mnie takie opisy byłyby tam nawet zbędne. 

   Przyznam. O tej książce nie da się zbyt wiele mówić, bo tę książkę trzeba po prostu przeczytać


   Na ten moment kończę i znów przepraszam za małą aktywność.
  Odnoszę wrażenie, że moje posty to połowa o książkach, a druga o tym, że ciągle mnie tutaj nie ma ... Ale za to koniecznie muszę Wam podziękować za to, że mimo iż niezbyt często coś piszę, to wyświetleń nigdy nie ubywa! Jesteście kochani! 💕

 Oby wrzesień kojarzył Wam się lepiej niż mi ...
Pozdrawiam i niech moc będzie z wami! 
B A N D Z I A  💛  

   
  
Książkowe ekranizacje // 2017

Książkowe ekranizacje // 2017


   Właściwie ten post będzie dość banalny. (kurde, Bandzia, jak ty umiesz zachęcić ludzi do czytania.) 

   Postanowiłam pokazać wam kilka filmów, które zostały stworzone na podstawie jakiś różnych książek i swoją premierę mają (czy może już miały) w 2017 roku. Głównie chciałam się tu skupić na tych młodzieżowych, bo ostatnio odniosłam wrażenie, że kiedyś był jakiś większy przepych na tego typu filmy. Wiecie, może to dlatego, że gdy jakaś książka miała być zekranizowana to jakoś więcej się o tym słyszałam, a teraz mimo, że siedzę tyle na bookstagramie, to i tak o tych nowych ekranizacjach dowiaduję się z różnych filmowych profili na YouTubie. 
   Swoją drogą, chyba bardziej nastała moda na seriale (co mnie oczywiście wcale nie cieszy, ale o tym może kiedy indziej). 

   Dobra! Bo się rozgadałam!  
   Przejdźmy, więc do tych ciekawych ekranizacji, które udało mi się znaleźć. 


( jak klikniecie na któreś ze zdjęć obok opisu filmu, to stanie się magia i przeniesie was na stronę Filmweb'u, gdzie może dowiecie się więcej o danej ekranizacji )

Złodzieje Snów // Maggie Stiefvater

Złodzieje Snów // Maggie Stiefvater


   Jaką ocenę można dać książce, która w sumie bardzo mi się podobała, ale przeczytanie jej zajęło mi grubo ponad pół roku? A co najlepsze książka ta wcale nie ma tysiąca stron, tylko nie całe 500.

  Złodzieje Snów to kontynuacja Króla Kruków. Jeżeli jeszcze nie przeczytaliście pierwszego tomu ... właściwie, dlaczego tego nie zrobiliście? Do czytania! A jak nie czujecie się przekonani, to odsyłam was do mojej recenzji pierwszego tomu > o tutaj! < . Mam nadzieję, że uda mi się was przekonać ...


  No, a ja teraz przejdę do gadania o Złodziejach Snów.
  Zwykle staram się opisywać wam fabułę swoimi słowami, ale ze względu na to, że teraz jak najszybciej chce przejść do gadania o książce, to po prostu zaczerpnę fabułę ze strony internetowej Empika. (jak coś, to link jest pod słowem "FABUŁA").
 


 F A B U Ł A 
( Empik.com )


   Jeśli moglibyście kraść przedmioty ze swoich snów, co byście zabrali?
   Ronan Lynch ma sekret. Sekret, który ukrywa przed innymi, a czasem nawet przed samym sobą. Ronan potrafi kraść przedmioty ze snów. Nie jest jedyną osobą, która ich pragnie.
  Od wydawcy:
   Ronan wciąż głębiej zapada się w swoich snach, które stają się coraz bardziej realne i coraz mocniej wkraczają w jego życie na jawie. Teraz, gdy przebudziła się linia mocy dookoła Cabeswater, nic już nie będzie takie samo.
   Tymczasem pewien tajemniczy Szary Mężczyzna szuka artefaktu, który pozwoliłby kraść przedmioty ze snów, i przypuszcza, że Ronan go ma.
   Czy czwórka przyjaciół – Ronan, Gansey, Blue i Adam – poradzi sobie z tym, co szykuje dla nich los, i czy w końcu uda im się znaleźć legendarnego Króla Kruków – Glendowera?
   Stawką jest wielka moc i ktoś musi być gotów, by jej użyć.

o      o      o


  Właściwie, to było tak, że około trzech dni temu, w nocy zmusiłam się (!) do skończenia tej książki. Udało mi się kupić ją we wrześniu (w zeszłym roku), za tych pamiętnych czasów, kiedy Kruczy Cykl był w ogóle trudno dostępny. (właściwie zmieniło się to całkiem niedawno, bo po polskiej premierze czwartego tomu). 
    
   Jednak, dlaczego tak długo zajęło mi jej przeczytanie? 
   W sumie, to jest to tylko i wyłącznie moja wina, bo książka wcale nie odstaje poziomem od pierwszego tomu. Nadal jest to fantastyczna historia, w której nie tylko poznajemy kilku nowych bohaterów, ale też dowiadujemy się jeszcze więcej o tych głównych. Szczególnie jeżeli chodzi o postać Ronana. (co właściwie mogliście już wywnioskować czytając opis fabuły). 
   Jest on bohaterem tak charakterystycznym i niepowtarzalnym, że swoją osobistością udało mu się podbić Bookstagrama! Dowodem na to jest chociażby to, ile nazw użytkowników zawiera jego imię lub nazwisko ... Bookstagramowicze wiedzą, o czym mówię 😃

   Król Kruków owszem był taką książką z dreszczykiem, ale przy Złodziejach Snów się autentycznie bałam! I to do tego stopnia, że odłożyłam na chwilę książkę i dopiero po chwili zaczęłam znowu czytać. 
   W sumie ... to też nie świadczy o książce, że jest straszna - tylko o mnie, że boje się wszystkiego, co związane z cieniami i koszmarami


Copyright © 2014 Eat, Pray and Read , Blogger