Zaklinacz Ognia // Cinda Williams Chima

Zaklinacz Ognia // Cinda Williams Chima


  Uwaga! Dziś przychodzę do was jak zwykle z długą jak epopeja narodowa i pogmatwaną niczym fabuła Mody na sukces, opinią na temat najnowszej książki wydawnictwa Moondrive, którą jest Zaklinacz Ognia. Autorką zarówno tej książki jak i całej serii Starcie Królestw jest dość znana autorka, a mianowicie Cinda Williams Chima.

  I tutaj muszę się przyznać, że kiedy przed chwilą sprawdzałam nazwę poprzedniej serii książek, którą napisała ta 65-letnia pani, natknęłam się na bardzo interesujący szczegół dotyczący obu tych cyklów. Nie mam tu na myśli tytułów... choć Siedem Królestw i Starcie Królestw rzeczywiście już same w sobie sprawiają wrażenie, że coś jest na rzeczy. Chodzi mi tutaj o sam fakt, że w obu przypadkach, mamy do czynienia z tym samym światem. Niestety, mimo iż przeczytałam Zaklinacz Ognia, to nie umiem wskazać między tymi seriami połączenia fabularnego, (być może, gdybym miała lepszą pamięć do nazwisk, to takie połączenie by się znalazło), ale znając życie, to w jakiś sposób się łączą.

   Wracając jednak do Zaklinacza Ognia... warto wspomnieć o jeszcze jednej sprawie dotyczącej tej książki. Otóż, pod koniec czerwca, gdy była jeszcze zapowiedzią wydawniczą jej okładka wyglądała inaczej niż ta, która jest teraz. Przyznaję się bez bicia, że o wiele bardziej podoba mi się pierwotna wersja i mam ku temu dziwny powód. Mianowicie, aktualna chyba za bardzo kojarzy mi się ze Szklanym tronem, a tamta miała swój taki niepowtarzalny (i taki magiczny) urok! Ale przecież nie samą okładką książka żyje...

Jesień - plecień, bo przeplata ...  książka, kocyk i herbata

Jesień - plecień, bo przeplata ... książka, kocyk i herbata


   Taki ze mnie śmieszek...
   Tak naprawdę, to wiem, że ta rymowanka jest żenująca, a mi nie powinno być do śmiechu, bo mamy już wrzesień, a mi jedyne co kojarzy się z wrześniem, to szkoła (najczystsze zło wcielone!).
   Jednak, chciałam dla was przygotować coś na temat jednej z moich czterech ulubionych pór roku (nie no, przesadziłam ... nie lubię lata, choć ... wakacjami nie pogardzę), mówię tutaj o jesieni. Ta kalendarzowa zaczyna się dopiero 23 września, ale ta nasza polska lubi dać się we znaki już na początku tego miesiąca.

   No dobra, Bandzia ... wszystko fajnie, tylko o czym tak na serio ma być ten post?
   Cóż ... ze względu na to, że jest to blog książkowy (choć nie da się ukryć, że było też kilka postów o filmach), to w tym poście,na pewno chciałabym wam przedstawić książki, które jakimś dziwnym trafem kojarzą mi się z jesienią, czy też powieści, które najlepiej czyta się w takie deszczowe i ponure dni.

   Może jeszcze zanim przejdziemy do książek ...
  Jeżeli ktoś tak jak ja, lubi czytać, podczas gdy w tle leci sobie jakaś klimatyczna melodia, to na czas czytania właśnie w takie jesienne wieczory, polecam wam piosenkę, której tytuł znajduje się poniżej.
  Kto wie, może też ją pokochacie ... 💛

Copyright © 2014 Eat, Pray and Read , Blogger